Podzieliłem podsumowanie na dwie części, najpierw kilka słów ogólnie o gierce i graczach, a później bardziej osobiste refleksje.
PODSUMOWANIE OGÓLNE
To była bardzo ciekawa edycja. Wiele zwrotów akcji w okolicach linczu, emocje, pojawiły się też mafijne plejsy. Myślę, że też scenariusz, w którym mafia wygrała dość niespotykany - ja takiej edycji nie kojarzę, że ostatni mafioza jest już na widelcu miasta, ale przeżywa w remisie, a potem również w dwóch kolejnych linczach i wygrywa edycję. Nowe lekcje i doświadczenia na przyszłość.
Z miasta najlepiej czytało mi się Jacka, a to dlatego, że lubię takie filozoficzne, refleksyjne klimaty jakie zapodawała jego kreacja. Mocno budowały mi klimat tej edycji.
Wielu miastowych zagrało dobrze, ale trudno mi wskazać kogoś wybijającego się od początku do końca. Kaczor Donald i Jamniczek wydawali mi się najbardziej miastowi w dzień pierwszy, następnie dołączył do nich Jack. Zaczął tak się rozkręcać, że koniecznie musiałem usunąć go z rozgrywki. Na moment jego śmierci to od niego czułem największe zagrożenie i że będzie chciał koniecznie dokończyć robotę i doprowadzić do linczu na mnie w dniu następnym.
Kilku graczy jak One Punch czy Filoktet miało dobrego nosa, ale nie przyłożyli się do przekonania pozostałych o swoich podejrzeniach.
Wojtas i Koń Rafał zostali wybrani do mordów bardziej na zasadzie odczucia, że będzie ich trudno zlinczować (przede wszystkim Konia po akcji z linczem na Polly, wydaje mi się, że ładnie go to uniewinniło), a mają spore szanse nakierować miasto na moje tropy. Takie bezpieczne wybory na mord powiedzmy, aczkolwiek po czasie wydaje mi się, że nie były optymalne. Gdybym wiedział, że Koń Rafał mnie nie rozpoznał, to może utrzymałbym go przy życiu licząc, że oczyści mnie na podstawie mety. Wojtas z kolei ze swoim czasem na grę mógłby być w końcu wzięty w obroty przez miasto.
Tabaluga do mordu wybrany, bo miasto zaczęło się przekonywać co do jego niewinności, a także chciałem zachować na stole jak najwięcej opcji do siania paranoi w głowach miastowych czyli utrzymać wszystkie potencjalne podejrzenia u graczy na linii Kaczor – Jamniczek, Jamniczek – Eustachy, Jack też tam komuś nie ufał jeszcze itp itd.
Ogólnie miasto nie zagrało źle. Nawet dość dobrze. Znaleźliście mafię, byliście dosłownie o włos od wygranej. Do momentu remisu Krówka-OnePunch to była dla Niewinnych edycja 9/10. Ale gdzieś tam zakiełkowała paranoja, emocje wzięły górę i wyszło jak wyszło.
Mafia zagrała solidną edycję, Polly aka Szarlej ma potencjał na dobre granie w mafii, ma umiejętności pisania kreatywnie, cwanie, z fajnym vibem. Taktyczne decyzje go zawiodły, bo zrobił w sumie podobny ruch do tego samego co Kofola podczepiając się pod podejrzanego, co zwróciło na niego uwagę, potem ta akcja z analizą Wojtasa ryzykowna. Ale posty same w sobie moim zdaniem okej. Padł w drugim linczu też w dużej mierze przeze mnie, odpaliłem plejsa z ratowaniem Jamniczka licząc, że może uda się tam wrzucić Skalmara, a do przewidzenia było, że będzie o to ciężko w tamtym momencie. Zakotłowałem w temacie i odbiło się rykoszetem w kierunku Szarleja.
Czy jest tu jakaś lekcja na przyszłość dla miasta? Można powiedzieć, że tak, że muszą doprowadzać sprawy do końca. Ale to nie takie proste. Taka zmiana decyzja w ostatniej chwili nie musi być zła. Krówka była w mafii, ale często to będzie miastowy, który rzeczywiście chce dać coś miastu na koniec swojego życia. Można ewentualnie mniej skupiać się na czyjejś jakości gry w ostatnich kilkunastu minutach przed linczem, a o swoim głosie decydować bardziej na bazie większego obrazu gry danego gracza.
PODSUMOWANIE OSOBISTE
DLACZEGO W PRZESZŁOŚCI GRAŁEM ŹLE I CO POSTANOWIŁEM ZMIENIĆ?Moja historia grania po stronie mafii, postaram się zwięźle - na początku pokazywałem potencjał na dobrego mafiozę, w debiucie na prawdziwe nicki zagrałem bardzo dobrze. Potem była fajna rozgrywka kreacją Alberta Einsteina, był też w miarę solidny Smok Wawelski. Ale później coś zaczęło się psuć. Słabsza edycja Wiesławem Wszywką (choć mafia wygrała!), a później fatalny występ Stanleya Ipkissa. W tamtej edycji egze odebrał mi smak życia i możliwe, że mnie straumatyzował xD Następnie trzeci raz z rzędu wylosowałem mafię Wruszką Zembuszką. O dziwo w tamtej edycji kilku graczy czytało mnie jako niewinnego, w tym Red. A dlaczego? Ponieważ nie chciało mi się już grać po stronie mafii, byłem kompletnie zdemotywowany i biło ode mnie poczucie wyjebania w to czy zostanę zlinczowany (ciekawe!). Później długo nie trafiała mi się mafia, głód wrócił, ale nakładałem też na siebie jakąś presję, że muszę się wykazać, muszę rozjebać, pokazać się. I bez zdziwienia, gdy kolejne razy mafię losowałem to wychodziło równie słabo - Telezakupami Mango, Hansem Landą i Mieszkiem. Za bardzo chciałem i spinałem dupsko.
Myślałem sporo nad swoimi niepowodzeniami i zrozumiałem, że:
1. Nie ma co nakładać na siebie presji. Nikomu nic nie muszę udowadniać, najwyżej zostanie po staremu i będę dalej znany jako kiepski mafiozo xD
2. Trzeba znaleźć radość z gry w mafii. Zamiast traktować to jako obowiązek do wykonania raz na jakiś czas (a tak naprawdę to najlepiej cały czas chciałoby się losować miasto), trzeba zmienić mental. Gra w mafii też potrafi być bardzo satysfakcjonująca, o ile złapiesz do niej dystans. Postanowiłem nie skupiać się na tym jak wypadnę, a skupiłem się na dobrej zabawie, z robienia „plejsa”, z siadaniu graczom na psychę i mieszania im w głowach. A jeśli mają mnie złapać, trudno, są następne edycje.
3. Do gry w temacie trzeba podejść na spokojnie. Reagować na zaczepki graczy bez agresji prowadzącej do otwartego konfliktu, tak jak to robię zresztą w mieście. Bez próby wywarcia wrażenia, bez próby bycia zabawnym na siłę. Z kolei do budowania podejrzanych i atakowania innych podejść tak, żeby nie dać się złapać w siatkę „mafijności” (np. atakując graczy, których już ktoś zaatakował i zostać oskarżonym o podczepkę). Stąd na przykład mój post porządkujący grę w dzień pierwszy o tym, że kierunek w którym idzie miasto jest zły. Prosta idea, złamanie schematu, napisanie czegoś w kontrze do tworzącego się konsensusu. Również założyłem sobie elastyczność i zmienianie zdania nawet bez specjalnego wyjaśniania, tak jak to czasem miastowi lubią robić i znienacka wystrzelić „X jednak mafia”, mimo że mieli X za miasto przez dwa dni.
4. Nie przejmować się swoją pozycją w mieście. W przeszłości będąc przemotywowanym chciałem wejść mocno w edycję, licząc że uda się złapać jakieś town-pointsy, marzyłem sobie jak to będę jednym z liderów miasta. Zamiast tego dostawałem gonga w postaci reakcji na moje posty „Ipkiss mafia, do piachu”. W klatce piersiowej uczucie zapadającego się serducha, no generalnie słabo. Trzeba pamiętać, że gracze dookoła nic nie wiedzą. Mogą co najwyżej podejrzewać. Nie ma sensu stresować się więc atakami, gorączkowo szukać idealnej odpowiedzi w chęci zabłyśnięcia czy też pchać się w konflikt jakąś zbyt agresywną odpowiedzią. Gdy złapie się ten spokój, odpowiednie reakcje przychodzą same. Nie twierdzę, że zagrałem super naturalną edycję pod tym względem, ale na pewno było okej.
NAJWIĘKSZA LEKCJA Z TEJ EDYCJI
Nigdy się nie poddawaj! – w przeszłości poddawałem się szybko gdy widziałem, że zbierają się nade mną ciemne chmury. Coś tam komuś odpisywałem, ale generalnie to głowa w piasek i mnie nie ma, zrąbałem, uciekam płakać w kącie. Chciałem tym razem treningowo podejść do tematu i stawiać miastu opór do mojej ostatniej minuty. Okazało się to postanowieniem, które wygrało mi całą grę. Miasto chciało mnie zlinczować, ale uparcie o sobie przypominałem wjeżdżając im tym na psychikę. Może ten Volv już by się poddał będąc w mafii? Po co on pisze jakieś testamenty 20 minut przed końcem, po co daje się zlinczować i tłumaczy miastu co ma robić po jego śmierci?
Zszokowała mnie skuteczność tej strategii. Prezenty zaczęły spadać mi z nieba. Wajcha z krówki na OPM, zrezygnowanie z linczu na mnie dzień przed meczówką, bo „krówka miałaby big balls żeby tak w mafii pisać”, jakieś dziwne akcje i ostatecznie nawet śmierć Jamniczka w linczu
Wydaje mi się, że wygrałem tę edycję w głównej mierze siłą woli/determinacją. Szczęścia miałem niemało, ale też nigdy by ono do mnie nie przyszło gdyby nie to, że byłem w temacie i cały czas pisałem, pytałem, zagadywałem. Tak więc polecam każdemu granie do końca, po obu stronach barykady.
Stres o dziwo nie towarzyszył mi w tej edycji właściwie wcale, a im dalej w las, tym łapałem lepsze flow. W piątek wieczorem miałem wrażenie, że płynę sobie przez temat. Wierzę, że w przyszłych edycjach wyciągnę wnioski z rzeczy, których zabrakło mi w tej edycji, zagram jeszcze lepiej i będę ponownie poważnym rywalem dla miastowych.
Dziękuję wszystkim za grę, mistrzom za mistrzowanie i do następnej