Historia edycji zautomatyzowanej, czyli jak – być może – grać w mafii
No witam serdecznie. Fajnie wyszło, że udało się w końcu coś dowieźć do końca, dzięki czemu mogę teraz przez kolejne kilka lat pałować się do tej edycji, nawet jak w mieście znowu psycha nie będzie dojeżdżała. Ale to w zasadzie w tym momencie nie jest istotne, wiadomo – wszyscy te posty piszemy, żeby sobie przypompować internetowego siurka, ale koniec końców zależy mi na tym, żeby gra się rozwijała, nawet jak przez to miasto (w tym ja) będziemy mieli jeszcze bardziej pod górkę. Dlatego pozwolę sobie zrobić case study ostatniej edycji z mojej perspektywy, która (wydaje mi się) może posłużyć za pewnego rodzaju poradnik jak grać w mafii. Może nie dla każdego, bo zakłada, że podstawy (pisanie postów, pewien pozom naturalności, niepisanie postów mafijnych) są już znane, ale myślę, że pozwoli na płynne przejście z poziomu, nie wiem, b2 na c1 – o ile sam mam kompetencje, żeby na ten temat mówić.
Zanim przejdę do sedna i omówienia poszczególnych ruchów i dlaczego to było dobre – jedna myśl, z której muszę się wysprzęglić, bo zdałem sobie z niej sprawę już po fakcie, ale wg mnie jest za dobra, żeby tego nie puścić dalej w obieg. Otóż,
wg mnie gra w mafii jest jak gra w Hearthstone Prawdopdobonie na arenie. Grasz na losowe karty i z pewnym stopniem prawdopodobieństwa wiesz, czego się spodziewać. Że jak grasz na maga, to z tyłu głowy masz grę wokół flamestrika, a paladyn zawsze ci może rzucić equality+consę albo zbuffuje tokena tym spellem na 4/4 – natomiast nie wiesz, czy op z wyciągnie tego flamestrike’a z topdecku akurat w tej turze, w której go najbardziej potrzebuje i nie wiesz, czy jak zagra jakąś kartę z losowym efektem z tych ostatnich rakowych dodatków to mu wyczyści stół i nadrobi z szachowego -8, czy sthrowuje gierkę.
Identycznie jest w mafii. Dostajesz przeciwnika i mniej więcej wiesz, czego się możesz spodziewać. Że będzie det/ksiądz/barman i będą mieli określony wpływ na grę. Że zapisała się określona pula uznawanych za dobrych graczy, że jest sporo graczy z mniejszym stażem, którzy mogą polecieć za nieaktywność albo mogą dać się łatwo zlinczować. Że jak siądzie idealnie, to z wygranej partii w mgnienie oka ci się robi partia do przejebania i nie mogłeś na to powiedzieć słowa. Że czasem nasz na ręce odpowiedź na każde potencjalnie niekorzystne zagranie, a czasem musisz liczyć na ten błąd przeciwnika, ten błąd zidentyfikować i go spróbować wykorzystać.
Jako mafia znasz mniej więcej siłę swojego decku/składu mafii, możesz czynić pewne założenia, możesz próbować budować narrację itd., natomiast z samego założenia (tutaj nie zgadza się to z porównaniem do HS) jest to gra niesymetryczna, tzn. największa różnica w wiedzy/sile jest na starcie, im dalej w las, tym bardziej miasto tę różnice niweluje, pętla się zaciska i tym trudniej jest mafiozom. Założenia, które mafia poczyni przed rozpoczęciem rozgrywki mogą się zdezaktualizować w d2 albo i w d0, w zależności od tego, jak potoczy się gra i jak będzie grało miasto. Możesz mieć zajebisty opening t1 moneta+2 drop w 2 dropa i mocnego 3 dropa, a op i tak ci to skontruje i chuja zrobisz. Możez mieć opening 4/10, ale op po Mulliganie będzie miał najniższą kartę za 5 many i zanim cokolwiek rzuci zrobisz takie tempo, że nie podskoczysz.
Sprowadza się to do tego, że (pomijając kwestię wydraftowania godlike decku / dobrej gry mafii i serii prezentów od miasta – gdzie nie trzeba wiele myśleć, tylko po prostu nic nie zjebać)
do wygranej potrzebne jest bieżące identyfikowanie swoich win conditions, a następnie popychanie gry w tę stronę, by te warunki spełnić – bieżące odczytywanie i reagowanie na wydarzenia, które się dzieją. Możliwie z wyprzedzeniem, co (zresztą słusznie) zarzucał mi Czesio. Tutaj przydaje się przegląd pola w perspektywie rozgrywki jako całości, co widziałem ja, co widział egze (na podcaście mówił, że w środę już było wiadomo, że w czwartek poleci Panasiuk, a w sobotę Czesio), co na pewno widzą red/volv/monti itd.
Każda gra w mafię sprowadza się do tego, żeby liczba mafiozów wyrównała liczbę miastowych. Gramy tak, że do tego potrzebne jest, aby miasto popełniło tych 4-5 niecelnych linczów. Czyli, na koniec dnia, chodzi o to, żeby mafiozi przed siebie te 4-5 osób wjebało w kolejkę. Czasem przeciwnik zagra wyjebiście i się nie uda, będzie odpowiedź na każdego plejsa i ludzie będą niewinni z sami z siebie, wiedza miasta będzie rosła nieproporcjonalnie szybko do czasu, jaki upłynął w grze – a czasem mafia dostanie prezent w postaci Łasucha, który postanowi fake claimować deta i miasto musi zmarnować na niego lincz.
Skoro jednak chodzi o to, że mafia wygrywa w momencie, gdy zlinczowanych zostanie np. 5 niewinnych – trzeba jeszcze to osiągnąć, co też można robić zasadniczo na dwa sposoby: mnożenie winnych i mnożenie nie-niewinnych.
Teasowałem już prawdę ludową ostatnich edycji, tj. że miastu jest dużo łatwiej, jeżeli wytworzy się jakiś core miasta, 3-4 niewinnych, w ramach którego gracze sobie wzajemnie ufają, podejmują razem decyzję i przez brak podejrzeń kierują swoją uwagę na innych. Pierwszym założeniem, z jakim wyszliśmy w tej edycji, było niedopuszczenie do zawiązania się takiego core’u. Może poszedłem na łatwiznę, ale uznałem, że z moją aktualną pozycją w społeczności nie miałem wielkich szans na samodzielne rozbicie tego coru w sytuacji, w której będąc w mieście prawdopodobnie byłbym jego częścią – dlatego chyba jeszcze przed rozpoczęciem gry, albo niedługo po, zwróciłem uwagę na mafijnym, że naszymi celami na pierwsze dwa dni powinno być: 1) wejście w grę mocno i wyrobienie pozycji, 2) niedopuszczenie do powstania takiego core’u przez mnożenie podziałów między jego potencjalnymi członkami (przede wszystkim: Gołota, Santos, Kawalec, Dionizy). To się nie udało. Pomimo jakichś prób storpedowania/opóźnienia powstania core’u – z lektury tematu wychodziło mi na to, że pomimo lepszych czy gorszych prób, core prawdopodobnie i tak powstanie, tym bardziej, że to była pierwsza edycja od discordowej, w której miasto tworząc taki core wygrało pierwszą edycję od czasu doktorskiej, tj. od bardzo dawna.
Spowodowało to, że potrzebna była pierwsza zmiana strategii. Skoro już miał wytworzyć się jakiś core miasta, zmieniły się środki do osiągnięcia celu w postaci zlinczowania tych 5 niewinnych. Zmniejszały się szanse na wewnętrzne wojenki pomiędzy miastowymi tytanami (chociaż te i tak były), więc powstały nowe cele, których osiągnięcie miało pomóc w zrealizowaniu win conditions, tj. 1) możliwie szeroka obecność mafii w tworzącym się core miasta, 2) stworzenie dla tworzącego się core’u jakiejś przeciwwagi – skoro miasto nie chce się bić na poziomie personalnym, niech bije się na poziomie całych bloków.
Przekładając powyższe nicki w edycji jasno można zobaczyć, ze Wiśniewski+Cugowski świadomie grali na wbicie się do circlejerku z Kawalcem, Santosem, Golotą i Zlotopolskim, a Klocuch świadomie stawał w opozycji i bronił głównego podejrzanego bloku. Oczywiście, nie będę zaprzeczał, że obecność Eneldo w mafii tym bardziej pomogła nam w zrealizowaniu takiej taktyki. Tym bardziej, że grało to z jego metą w kontrze do miasta – ale tutaj wracamy do analogii z Hearthstonem, gdzie zazwyczaj w mafii zaczynasz jako drugi (ale z monetą 8) ) a tempo jest po stronie przeciwnika, ale zasadniczo
grasz tak, jak pozwalają na to warunki tworzone przez miasto. Jeżeli miasto graloby gorzej, wówczas wypaliłby pierwszy plan w postaci nawalanki pojedynczych graczy i nie doszłoby do powstania grupy wzajemnego zaufania. Skoro to nie wypaliło, szukasz kontrzagrania wśród dostępnych kart. Nasze pozwoliły na tworzenie bloków. Mafia złożona np. z Montiego i Kacperka może zagrać na dwóch liderów zbierających wokół siebie dusze itd. Chodzi mi o to, że dobór konkretnej strategii nie ma znaczenia dla celów poradnikowych, chodzi natomiast o
właściwe zidentyfikowanie sytuacji na planszy, dostępnych zagrań i natępnie próbę ich wdrożenia.
Po przydługim wywodzie o niczym wracamy do początku rozgrywki. Pierwsze karty poszły na stół, zaczynamy. Edycję mafijnie zaczęli Rudy i Panasiuk, co oczywiście było trzeba wyciągnąć, skoro potrzebowaliśmy zlinczowania pięciu niewinnych. Tych dwóch na start to byłby dobry początek. Miasto szybko podłapało trop (nie dziwota – starty były mafijne) i zaczęło się grillowanko. To, co do pewnego stopnia mogło być zaskoczeniem – to że obaj zaczęli się sensownie bronić, stawiać opór i zdradzać oznaki niewinności pomimo słabego startu. Fatalny obieg wydarzeń dla mafii. Jednocześnie, rezonować zaczęło całe gadanie gmochów na discordzie i w podsumowaniach o czyszczeniu przedpola i porządkowaniu gry. I Rudy, i Panasiuk zdradzali potencjał na uniewinnienie się w przyszłości, stąd naturalnym krokiem było zwrócenie uwagi w kierunku glonów: Fleszara i Schabowego. Pierwszy lincz miał rozgrać się między nimi, chociaż ja dyskretnie (może: całe szczęście, że tylko dyskretnie) stalałem się trzymać kociołek pod Rudym, żeby na wypadek zmiany zdania i wajchy (np. ej a może to det - co notabene też specjalnie sugerowałem), mieć tego jednego potencjalnie uniewinnionego w d4 zlinczowanego w d1. No i może aż tak daleko nie było, bo na 10 minut przed linczem przecież wpadł Kacperek i powiedział, że lincz jest między dwoma niewinnymi. Jestem silnie przekonany, że w okolicy snajperskiej z tej samej sytuacji poszłaby jeszcze wajcha, pewnie w tego Rudego, a Fleszar by to przeżył.
Po ostatnich traumach ludzie (słusznie) czuli niechęć do wajchowania i poleciał Fleszar, co w sumie było dla mafii gorsze. Bo Rudy serio grał bardzo sinsusoidalnie i była spora szansa, że się uniewinni (-> -1 osoba, którą potencjalnie można zlinczować i zmniejsza się margines błędu), ale całe szczęście dla mafii i mojego tytułu mvp, fazy takiej gry przeplatał fazami robienia mamałygi z mózgów miastowych, wiec koniec końców wyszło jak wyszło. A jakby tak Rudy poleciał w d1, to potem nawet ten Panasiuk spada w d2, w d3 z braku laku leci właśnie Fleszar, potem może w d4 Czesio i mamy meczówkę – bez uwzględniania rozpierdolu związanego z Dionizem.
No ale ok, poleciał Fleszar. Nie mamy mordu. Cisza na morzu, cisza w komnacie. Wracamy, wklejamy swoje analizy, boimy się Santosa, który tworzy teorię, że copypasta wkleja mafia – no niby wyszło, chociaż założę się, że jakbyśmy obaj z Bartkiem byli w mieście, też byśmy te copypasty dali. Ja jeszcze przed zamknięciem tematu staram się narobić jak najwięcej interakcji między mafiozami, jawnie i stanowczo bronię Cugowskiego i staram się oskarżać Klocucha. W copypaście (pisanej serio w trakcie 2 posiedzeń i odzwierciedlającej moją, chociaż mafijną, progresję myśli) finalnie daję Klocucha jako tego przechodzącego w moich myślach drogę z pomarańczowego do limonkowego, nazieleńszego wśród żółtych, zaraz obok Cugowskiego – no bo przecież też jakbym zjechał, a miasto czytałoby moje posty, to raczej nie dałbym dwóch mafiozów koło siebie i to jeszcze tak wysoko (prawda?).
Ale wróćmy. Otwarty temat, nie mamy mordu, nie mamy Fleszara. Mamy potencjał na lincz typu odglonowywanie na Schabowym (niekorzystny dla mafii – bo to kolejny dzień na uniewinnienie się pozostałych podejrzanych), dalej więc rozpalamy pod Panasiukiem i Rudym. Wrócę teraz jeszcze do pierwszego dnia, bo nie mam zamiaru robić jakiejś dużej edycji/double reada tego wpisu –
czytanie gry jest dla mafii bardzo potrzebne.
Teraz na discordzie, po napisaniu całości, egze napisał, że miastowy tego nie robi - nie wiem, ja robię, ale może faktycznie inni tak na grę nie patrzą/nie patrzyli. Ja uważam, że warto.
Pierwszego dnia , jak wspomniałem, był świecznik Rudy/Cugowski przechodzący w trakcie dnia we Fleszar/Schab, który ja chciałem cofnąć na Rudego. Ale gdyby okazało się, że faktycznie chcemy cofnąć świecznik (np. jeden z nich claimuje jako rola, drugi jako mocny nick w kreacji, cokolwiek), a Rudy by się nie przyjął – wg mojego reada naturalnym ruchem miasta byłoby zwrócenie uwagi w stronę Cugowskiego i Klocucha. Na pewno nie powiem że siedzieli w kurwidołku – ale gdybyśmy w d1 malowali kurwidołki, wyglądałyby właśnie tak (kuchnia kwasiora type meme). Dlatego tez starałem się tam dopingować chłopaków, żeby dali trochę od siebie, by na wypadek potoczenia się piłeczki właśnie tą odnogą labiryntu, finalnie wpadła ona do komnaty z większą ilością nicków niż tylko dwóch mafiozów. Zależało mi więc na tym, by w tym tierze 2,5 na mafię było więcej nicków, na mafijnym chciałem przeforsować u chłopaków atak w Broniewskiego, sam go gdzieś tam wrzucałem jako opcję wildcard – bo to przy ew. wajsze mogło wrócić i zaprocentować zlinczowaniem jego, a nie takiego Cugowskiego d1.
Wyszło natomiast jak wyszło, zrobiła się wojna Dionizy vs. People, ja tam nie widziałem szans na to, żeby gość faktycznie został zlinczowany (tym bardziej, że to było zaledwie d2, a nie np. d4, za sam nick dostałby co najmniej dzień więcej, a tam wg mnie raczej by przekonał pozostałych) – więc uznałem, że stanę w kontrze do aktualnie wiejącego wiatru i nie poparłem brania Dionizego na widły. Potencjalnie za ten dzień czy dwa mógłbym zmienić zdanie, a jeśli poszłoby zgodnie z planem – przynajmniej miałem szanse na zbicie town pointsów u Kacpra za obronę go w trudnym momencie (a może wyszłoby odwrotnie, chuj wie). Finalnie skończyło się jak się skończyło, on i Schabowy out, my bez mordu, det ze sprawdzeniem, gramy dalej.
W d3 mieliśmy lincz, który odbyłby się w d2, Panasiuk został przy udziale mafii wmanewrowany w masówkę, mimo że okresowo serio wyglądał miastowo, ale takie lincze się zdarzają i będą się zdarzać, przynajmniej wg mojego przeglądu pola. Możesz być Redem i widzieć niewinność Panasiuka, możesz jak Kacper ją znaleźć po jakimś detalu, ale zasadniczo odczytując typowy tok rozumowania miasta typ beat – takie lincze będą nośne, zdarza się.
Nadeszła pora na pierwszy mord mafii. W n3 kurwa, no ale tak wyszło. Mieliśmy do wyboru w zasadzie dwie opcje, Santosa i służbę. Podejrzewaliśmy, że służba może być detem. Znając tożsamość liczyliśmy się też z możliwością fejkowania przez niego detektywa jako town-plejsa, tym bardziej, że pośrednio podobnego town-plejsa sugerował Santos. Zdecydowaliśmy się na Santosa jako największe pewne zagrożenie i jakąś tam, raczej małą, szansę na rolę – którą najprawdopodobniej miał jednak Służba.
Świadomie wyeliminowaliśmy najbardziej zagrażającego nam miastowego przed prawdopodobnym detektywem. Ceną za to było danie detowi sprawdzenia więcej, co mogło być tragiczne w skutkach (sprawdzony czesio/rudy jako niewinni – przymowałem za pewne, że racjonalny det d1 sprawdzi sidora). Dlaczego? Trochę, bo nie mieliśmy 100% pewności o detowaniu. Trochę, bo mieliśmy przekonanie (połowicznie słuszne), że zabity Santos nie da tak złego dla mafii testamentu, jak da w następnym mordzie, bo raczej przekonywał się do mojej niewinności (finalnie typy miał dobre, ale ich nie zdążył uargumentować – zasadniczo wyszło), Trochę – i to wg mnie bardzo ważne –
bo potrzebowaliśmy tego ryzyka do wygranej.
Przy grającym tak dobrze mieście (z 5 min temu przeczytałem na discordzie jak egze pisze, że miasto zagrało bardzo słabo), mafia bardzo często będzie musiała gdzieś podjąć ryzyko, często mechaniczne, celem zgarnięcia większej nagrody. Mord na Santosie dzień wcześniej kosztem dodatkowego sprawdzenia deta. Zabicie Jagiellona w discordowej licząc na to, że odpali niewinnego i być może kogoś to jeszcze uniewinni. Mafia często będzie musiała liczyć się z koniecznością podjęcia ryzyka tego typu, bo jak pisałem wcześniej upływ czasu działa na korzyść miasta i im dłużej gra trwa, tym bardziej mafii jest trudniej wcisnąć kogoś w te pięć linczów potrzebne do zwycięstwa. Jak nie zaryzykujesz z X, to potem on się uniewinni albo uniewinni kandydata do linczu i jest trudniej. Czasem doprowadzi to do tego, że det sprawdzi winnego/niewinnego następnego dnia i będzie jeszcze gorzej, ale my jesteśmy odważne chłopaki i chcemy mafii plejsowych, nie liczyłem tego, nie mam żadnych badań, ale uważam, że przy dobrze grającym mieście to zazwyczaj będzie potrzebne. Natępnie, w ramach doprowadzania do osiągnięcia pułapu pięciu zlinczowanych niewinnych, pokusiłem się o dorzucenie drewana pod grillem czesia pisząc posta z masówką. Jakkolwiek do tej pory nie zgadzam się z argumentem egze, że ja tą masówkę wtedy faktycznie chciałem wywoływać (Bo nie chciałem, wycofałem się z tego, a w poście wprost to było wskazane) – celem faktycznie było umocnienie tej kandydatury w umysłach miasta. Pisałem też na mafijnym, że jeszcze zanim ktokolwiek pociągnął ten temat sam uznałem, że może to być różnie odebrane, więc zrobiłem po tym dwa kroki w tył, no ale Czesio to (z perspektywy czasu: całe szczęście) pociągnął.
Nie licząc meczówki to początek d4 był dniem, którego najbardziej się bałem, wiedziałem że wyjdzie detektyw. Podejrzewałem, że na 3 sprawdzenia sprawdzony będzie Broniewski, Rudy i ktoś trzeci i grona podejrzanych i będzie minimum jeden niewinny. Tyle było, ale to było takie just enough do tego, żęby grać dalej. Nie ma idealnego układu kart i misplaya opa, ale piłka ciągle jest w grze. Po oucie i clearach detektywa było jasne, że do końca gry zostały max 4 lincze i określona liczba podejrzanych. Szybko przeliczyłem win conditions patrząc przez pryzmat aktualnej sytuacji na planszy i od tej pory plan był jasny. Punkt pierwszy i najważniejszy, zlinczować Czesia – potem miasto musi mieć 100% skuteczności w linczach. Punkt drugi i ostatni – doprowadzić do sytuacji, w której miasto nie będzie miało 100% skuteczności w linczach. Przestało się liczyć, czy poleci pierwszy Wiśniewski, Cugowski czy Klocuch – po prostu chodziło o dowiezienie tego do końca.
Dziając zatem pod pretekstem matematyki, mając 4 lincze na potencjalnych 3 mafiozów, wyciągnąłem swój „najsłabszy” clear Cugowskiego z grupy niewinnych (Gołota, Kawalec) i dorzuciłem do trójki matematycznie podejrzanych – pozostałych: Czesio, Rudy, Klocuch. Cztery strzały, trzech mafiozów, jedna szansa na pomyłkę. Spada Czesio i po nim winny ja? Zyskuje Klocuch. Pada Czesio i potem winny Klocuch? Zyskuje Wiśniewski. Wszystko po to, żeby przed ostatnim mafiozą padł ten jeden Rudy potrzebny mafii do zwycięstwa. Tak więc można budować różne narracje, natomiast gra była BARDZO równa, bo na koniec dnia wszystko rozstrzygnęło się o dosłownie jeden odczyt detektywa winny/niewinny na Czesiu czy innym Rudym i nagle okazałoby się, że wzorowo zagrana partia byłaby przegrana, bo matematycznie brakło podejrzanych – a na Gołotę czy Kawalca brakłoby pary. Tzn. może by nie brakło, ale byłoby dużo trudniej, najwyżej zostałbym MVP nie edycji czy forum, tylko jakimś interkontynentalnym, ale nie ma co teraz gdybać
Jesteśmy w zeszłą sobotę, Czesio odpala rakiety, pisze chyba 350 postów tego dnia. Wiedziałem, że w takim strumieniu miastowej świadomości nie mam szans mu dorównać, ale musiałem próbować dojechać i próbować przechylić szalę przy głosowaniu na swoją korzyść za pomocą logiki/argumentów itd. Udało się, bo egze pomógł i jak wspomniano na podcaście, sam dawał mi argumenty. To było trudne do zagrania, żeby naturalnie wpleść tam furtki na przyszłe dni (np. pytając Gołotę i Kawalca czy dopuszczają niewinność nas obu). Finalnie się udało. Odetchnąłem. Wiedziałem, że od tego momentu nie będzie może z górki, ale najtrudniejsze było już za nami – miasto straciło możliwość pomyłki, punkt z checklisty winconditions odhaczony. W tym momencie wszystkie pionki zostały już rozstawione i przeszliśmy do fazy egzekucji planu. To był moment, w którym karty w grze zaczęła rozdawać mafia – chociaż miasto nie było tego świadome.
Zostało zlinczowanie ostatniego niewinnego. Z Rudym na świeczniku. Sytuacja bardzo spoko i bardzo nie-spoko, bo czasem wystarczy tyle |-----|, żeby chłop się czymś uniewinnił i nagle ta ostatnia karta potrzebna do comba jest przemielona albo skradziona przez przeciwnika. Graliśmy więc na to, by którąkolwiek kolejką miasto nie poszło – nie była to ta kolejka, gdzie przegrywamy w trzech ruchach. W większości tych kolejek był Rudy. Klocuch zaczął więc bronić Rudego. Ja za każdym razem podawałem podejrzanych w tej samej kolejności, żeby nie zasugerować moich preferencji na wypadek, jeśli spadnę.
Jak mówiłem – polecę pierwszy? Testament egze na sztandar i leci Rudy. Poleci Klocuch? Posty Wiśniaka na sztandar i leci Rudy. Krakowskim targiem wybiorą wspólny cel? Poleci Rudy albo Cugowski, a potem Rudy. Dwie wajchy za Bolca zemściły się ustawieniem kolejnej edycji w ten sposób, że wszystkie lincze prowadziły do Rudego.
Nie ma co w tym momencie mnożyć treści o samej końcówce, bo to była wg mnie bardziej gra psychologiczna (nieokreślanie się przeze mnie wprost, kogo chciałbym zlinczować – na wypadek gdybym poleciał i wjeżdżała odwróćona/podwójnie odwrócona psychologia), walka o zachowanie naturalności i gaslightowanie/incepcja linczu na Rudym w głowach miastowych – a jebaniec bronił się nieźle. Finalnie się udało, więc wielka mafia, wielki ja i tak dalej. Ale było bardzo ciasno i bardziej duma rozpierdala mnie jak Vienia, że udało się dowieźć po tylu niepowodzeniach w mieście.
Więc co z tego praktycznie może dla mafii wynikać:
- patrz co się dzieje, jak obecny układ na planszy wpływa na to, co wydarzy się za godzinę, 12 godzin i za dwa dni
- jeżeli może być źle – spróbuj to zmienić, jeżeli nie możesz – spróbuj się dostosować
- bądź świadomy czego tak naprawdę potrzebujesz i próbuj to osiągnąć, czasem może być do tego konieczne podjęcie ryzyka
- przy wyważeniu ww. wiedzy z podstawowymi umiejętnościami luźnej gadki/rozkminiania, może wyjść MVP mafii plejsowej. Albo zlinczowany mafiozo d4 i beka z typa. Ale gramy po to, żeby było fajnie, wg mnie byłoby i wtedy, jakbyśmy to przegrali.
Co z tego praktycznie może dla miasta wynikać:- mamy przejebane
- wydaje mi się, że z dużej perspektywy z lotu ptaka założenie, że mafiozi muszą zidentyfikować i grać celem osiągnięcia swojego win condition może być tiebreakerem pomagającym przysłowiowemu kshaqowi podjąć decyzję niepowodującą, że psycha wykona przysiad na butli od vanisha. Bo ty przez chwilę miałeś w tej edycji myśl na zasadzie „wiśniak obsrał się montiego i przekrzyczał klocucha żeby go mordować przed detem”, co (chociaż nie było prawdą) zasadniczo było na tyle bliskie tej prawdy, na ile było możliwe. Po fakcie okazało się, że moja analiza mordów wg korzyści dla taco hemingwaya też nie była celna w tym kontekście, że mafia nie zdawała sobie z tego sprawy – natomiast uważam, że była celna o tyle, że nawet bez wiedzy mafii był to czynnik, który na dobór mordów miał wpływ. Uważam, że w przyszłości identyfikacja winconditions teoretycznych składów mafii i weryfikacja jak te teoretyczne składy je realizowały może być tym, co pozwoli odsiać overthinking od plot twistów. Ale tego nie wiem, właśnie to wymyśliłem. Weryfikacja nadejdzie w nadchodzących miesiącach, bo mam miejską passę do przełamania..
Bonus track:
Co uważam, że jako Wiśniak mogłem zrobić lepiej:
- wejście w temat na początku: skoro kilka osób wyczuło smród, mimo że ja go nie czułem, to jest to potwierdzenie znanego podwórkowego prawa fizyki: kto nie czuje, ten produkuje. Smród obiektywnie musiał być, można było wejść lepiej. Wyłożył to chyba wolw na podcaście, że to może być kwestia wejścia w edycję, zawsze gdzieś z tyłu głowy jest to, że grasz MINIMALNIE inaczej i tego powiedzmy trzeciego dnia już się dostroisz do vibe’u, pierwszego mogą być ciężary. Swoją drogą to też zabawnie wyszło, że mi się do drugiego posta w grze dosrał Rudy, a była to odpowiedź na post Cugowskiego. No los tak chciał
- bałem się, że ktoś zauważy, że ja przez poł gry uniewinniałem Cugo i Klocucha wg bardzo podobnej matrycy (Cugo: niewinny bo gra tak, jak tego oczekuję Klocuch: niewinny, bo gra dla mnie mafijnie, ale on dla mnie zawsze gra mafijnie), dlatego też powstał ten post typu „czuję, że ktoś nas własną metą rucha i mi to nie pasuje”, nikt tego nie zauważył
- moooooogłem być aktywniejszy w końcówce i wejść all in w Rudego przed Cugo, więcej nawet niemiec daje 20 za styl wtedy, no ale jednak uczciwy grind przed stylem, wytłumaczyłem wyżej dlaczego chyba nie warto tego było robić. Ale w przyszłości do rozważenia, bo wg mnie drugi Wiśniewski już może nie przejść, Monciarz będziesz musiał dorzucić coś extra od siebie.