SPOWIEDŹ WIESZCZA
Rozdział I – Rozgrywka. Niezawodny mechanizm Juliusza Słowackiego. Liga Mistrzów a sprawa Frasera.
Najpierw napiszę o rozgrywce, w rozdziale II wyjaśnię kilka rzeczy.
Rada Miastowych Mędrców:Juliusz Słowacki – prezes
Viktor Tsoi – wiceprezes
Andrew Tate – wiceprezes
Gęgul Gęg – błazen
Wednesday Addams – sekretarz, goniec
Grupa Plebejska:
Marcin Meller
Goj Orbison
BobMajima Gorō
Glony:
James FraserItalo Calvino
Przepraszam za to ostatnie określenie, ale tak się już przyjęło nazywać mniej aktywnych graczy w tej grze, bez urazy.
Przyjmuję założenie (na tym etapie już dość powszechne), że w Radzie Miastowych Mędrców nie ma żadnego kreta. Zakładam również, że Italo Calvino nie jest OC, choć jest to założenie trochę ryzykowane. Gdyby się okazało, że wszyscy z Grupy Plebejskiej są niewinni, Italo Calvino teoretycznie mógłby stać na czele mafii, którą współtworzył z Koalą, Kariusem, Fraserem i tym, co odpadł za pasywność. Tę wątpliwość raczej rozwieje nam mafia. Jak nie, będziemy się martwić.
W związku z powyższym dwóch ostatnich mafiozów musi gnieździć się w Grupie Plebejskiej + James Fraser.
Zacznę od Jamesa Frasera. Gość ma mało czasu, dużo pracuje, mało gra, raczej nie czerpie z tej rozgrywki wielkiej przyjemności. W dodatku dziś kolejny dzień z Ligą Mistrzów, w czwartek Lech gra w Conference League. Przyznam szczerze, że ja, będąc bezrolnym miastowym, w takich okolicznościach chyba bym zapomniał o grze. Nietrudno o to w tym całym rozgardiaszu. Mówię tę słowa z przymrużeniem oka, ale i pewnym naciskiem. Gdyby Jamesowi rzeczywiście zdarzyło się o rozgrywce zapomnieć, nie tracimy na niego linczu. To da nam „dodatkowy lincz” na wypadek jakichś plot twistów. Z Waszej perspektywy sprowadza się to pewnie do tego, że gdyby to jednak ten Słowacki robił nas w chuja, to i tak zdążymy go zlinczować jako ostatniego. Z mojej perspektywy wygląda to trochę inaczej, ale to bezprzedmiotowe, bo i tak nie przeforsuję wtenczas innego mędrca (ewentualnie Italo). Wtedy przegrywamy. W każdym innym wariancie wygrywamy: z mojej perspektywy – najpóźniej w przedostatnim linczu, z Waszej perspektywy – najpóźniej w ostatnim linczu. Czy ta matematyka się zgadza?
Jest jeszcze jedna możliwość, która ułatwi nam mocno sprawę, a jest w sumie całkiem prawdopodobna. Mianowicie: ksiądz spoza Rady Miastowych Mędrców. Zyskujemy wtenczas kolejnego niewinnego, oszczędzamy jeden lincz, mafia marnuje mord.
Przejdźmy zatem do Grupy Plebejskiej. Jest ich czterech, w każdym z nich inna krew i obawiam się, że nie łączy ich wszystkich wspólny cel. Dla mnie najbardziej podejrzany jest Marcin Meller zwany przeze mnie Millerem. Stąd proponuję dziś akcję o kryptonimie CCM – cap czy mafioza? Dla mnie gra jak typowa mafia ze średniej półki. Ci z najwyższej półki pchają się do miejskiego steru, ci najsłabsi glonują, a ci średni przemykają przez grę, unikając dialogów, pisząc jakieś podsumowania, często krytykując innych ex cathedra. To jest bardzo intuicyjne i wygodne, bo mając pełną wiedzę, widząc rozgrywkę z szerszego obrazka, dużo łatwiej wskazywać na pewne ogólne prawidłowości. Miastowy działa początkowo po omacku, stąd stara się wyłapać coś jakąś prowokacją, wejściem w dialog czy trollingiem. Tak, trollingiem. Z moich bogatych, choć trochę przykurzonych doświadczeń wynika, że ten typ mafiozy często ma tendencję do bucowatości. To jest mój cel na dzisiaj.
Numerami 2 i 3 na mojej liście są: Goj Orbison i Bob. Obu koloruję na czerwono, choć wiadomo, że jeśli nie mylę się w kwestii Millera i jest on mafiozą (ewentualnie capem-mafiozą, ale nie zwykłym naburmuszonym capem), to z tej dwójki czerwony jest tylko jeden nick, a może nawet żaden, ale o tym później.
Goj Orbison, na ile śledzę rozgrywkę, jest idealnym przykładem gry na alibi. Atakuje kogoś, potem się wycofuje. Trochę na zasadzie: eeeee, zdawało mi się. Mignęło mi gdzieś, że atakował Środę (nawiasem mówiąc, kompletnie bez sensu), potem się z tego wycofał. Mnie często szczypie, ale o zupełne pierdoły: że piszę o nieprzystępnych porach, że zaniżam poziom itp. Na moim Q&A był kompletnie bezjajeczny. Miałem wrażenie, że bardziej próbował wybadać, co ja sądzę o nim i co miasto sądzi o mnie, niż prześwietlić mój status. Dla mnie to jest typowo mafijne zachowanie. Zresztą jego cała rozgrywka tak wygląda. Porównajcie go sobie na przykład z taką Środą. Środa (nie chodzi teraz o Magdalenę) ma jakieś poglądy, jakieś pomysły, lepsze, gorsze, nieważne… Przeglądając rozgrywkę, wiem, czego chce, o co jej chodzi. W przypadku Goja nie mam pojęcia. A aktywność ma przecież na zbliżonym poziomie. Dla mnie Goj to takie puste naczynie, taki dzban, który czeka na to, żeby w odpowiednim momencie napełnić się odpowiednim płynem. W zależności od potrzeb, okoliczności i koniunktury.
W przypadku Boba nie zamierzam wciskać kitu (choć pelikanów wśród nas nie brakuje), że mam jakieś konkretne spostrzeżenia. Tak jakoś mi się wczoraj zaczerwienił, choć paradoksalnie bronił mnie przed wściekłymi atakami Japończyka. Pasuje w każdym układzie, nawet ze Słowackim.
Najkorzystniej spośród plebejuszy wypada – moim zdaniem - Majima Gorō. Uważałem tak już nieco wcześniej, a tym atakiem na mnie tylko się uwiarygodnił. Gra najbardziej miastowo. W sensie: grał tak wczoraj. Jak było wcześniej, szczerze mówiąc, nie wiem. Mam zaufanie do relacji Wiktora z linczu na Szu, ale kłóci się to z moim odbiorem. Jeśli to on jest mafiozą z Grupy Plebejskiej, to najlepszym. Na nieistniejącym już Piłkarskim Forum był kiedyś prominentny użytkownik z Częstochowy, który potrafił tak grać w mafii. Gość myśli, analizuje, proponuje rozwiązania (również na wypadek linczu na sobie), nie wie wszystkiego, myli się i przede wszystkim – takie mam wrażenie – nie szuka sojuszników, tylko mafiozów. Inaczej niż Miller, Goj i Bob, choć w przypadku tego ostatniego to wrażenie jest najbardziej nieuchwytne, niekonkretne. Moim zdaniem, gość jest do linczu dopiero po Millerze, Goju i Bobie. Jeśli na tym etapie gra się nie skończy, a kol. Fraser – z takiego czy innego powodu – nie zapomni jednak o niej, to on wskakuje w kolejkę, a Japończyk dopiero w ostateczności. Gdyby wątpliwości w sprawie kol. Frasera rozwiązały się w skutek zrządzenia losu, samoistnie, że tak powiem, to po drodze można zlinczować nawet mnie. Tak czy inaczej, wygrywamy, o ile w mafii nie jest nikt z Rady Miastowych Mędrców ani Italo jako OC.
Tyle o rozgrywce. Teraz czuję się w obowiązku wyjaśnić kilka kwestii.
Rozdział II – Juliusz Słowacki
Jestem doświadczonym graczem. Grałem w kilkudziesięciu edycjach. Miałem kilkuletnią przerwę. Po raz ostatni grałem – plus minus – w 2018 roku.
Przewinęło się tu kilka razy, że nie wychodzę z kreacji i trolluję. Wyjaśnię teraz wszystko, żeby nie było żadnych nieporozumień. Owszem, bardzo często trolluję w tej grze. Na tym forum jest przecież Archiwum. Są odnośniki do dawnych gier. Znajdźcie sobie edycję, w której grał m.in. Człowiek-Skurwiel, Jacek Gmoch, Zorro i Michał Listkiewicz. Znajdźcie sobie edycję, w której gra np. Krystyna Skarbek. Przejrzyjcie, popatrzcie. Czy nie ma tam postaci, które coś Wam przypominają? Dla mnie to jest często cel sam w sobie. Chodzi o to, żeby edycje były nie tylko merytoryczne, ale też barwne, śmieszne. To też jest esencja tej gry. Pomijam tu już fakt, że trolling bardzo często jest przydatny również merytorycznie. Może stworzyć mnóstwo wartościowego materiału dla analityków, sprawdzić reakcje. Protestuję przeciwko implikacji, że troll to gracz bezużyteczny czy wręcz szkodliwy dla miasta, ale przyznaję, że nieraz gram w swoją grę, bawię się.
I to nie jest tak, że ja się jakoś kreuję. Ja po prostu taki jestem. Lubię śmieszkować, sprowadzać do żartu, mówić z przymrużeniem oka nawet o wielu rzeczach dalece poważniejszych niż gra w mafię. Dlatego jeśli ktoś mówi, że Słowacki wciąż się kreuje, to nie jest to do końca prawda. Ba, ja nawet zapisując się do tej gry (w sensie: do tej przerwanej), strollowałem dwie osoby. Nie jest żadną tajemnicą, że to Janusz Lewandowski (Eneldo) i Środa (nie podaję nicku, bo wciąż gra) namówili mnie do gry. Strasznie zawracali mi gitarę, więc się w końcu zgodziłem, pisząc im, że skoro mnie tak namawiali, założyłem nawet dwa konta. Obaj momentalnie zaczęli spamować do Antury, żeby jedno z kont pominął.
Trolling w tej grze ma dla mnie w zasadzie jedną granicę – taką, żeby nie wypaczać logiki gry. Logiki, która zakłada, że miastowy dąży do zwycięstwa miasta, a mafioza do zwycięstwa mafii. To jest dla mnie bardzo ważne. Do dziś wypominam koledze, który grał w jednej z archiwalnych edycji jako Zorro, że wypaczył grę, że zachował się skandalicznie. Nie wchodząc w szczegóły, gość przypadkowo poznał skład mafii. Kolega-mafioza wygadał mu się przy piwie. I – wyobraźcie sobie – nic z tą wiedzą nie zrobił, nie rozpoczął na mieście nagonki na poznanych mafiozów. Wypaczył rozgrywkę, bo znając czerwone nicki, nie dążył do ich zlinczowania, tylko trzymał się swoich dawnych typów. Przekroczył granicę, której nie wolno przekraczać. To nie było drobne nagięcie regulaminu, tylko potężne wykroczenie przeciwko rozgrywce jako takiej, jej logice. Dlatego też ja – przy tym całym śmieszkowaniu dla samego śmieszkowania – zawsze gram dla miasta. Nigdy nie wypaczam rozgrywki, nigdy nie głosuję dla beki. Wydaje mi się, że daję miastu MINIMUM MIASTOWEGO: dużo materiału do analizy dla chcących analizować, naturalność, spontaniczność, no i z 2-3 momenty na poważnie. Właśnie dlatego przepierdalam teraz czas, który – uwierzcie – naprawdę mógłbym spożytkować na coś innego, na stworzenie tej analizy na dwie strony A4.
Kilka razy pytano mnie: Słowacki, trollujesz? I to też jest źle postawione pytanie, bo to nie jest w moim przypadku zero-jedynkowe, raczej płynne. Żeby rozwiać wszystkie wątpliwości, napiszę po kolei:
1) Andrew i post – na początku naprawdę mi ten post umknął, bo to było, zdaje się, przejście ze strony na stronę. Nagłośniłem to na serio, chwilę później oczywiście ogarnąłem, ale Andrew śmiesznie zareagował, więc ciągnąłem temat. Głównie dla jaj, może trochę, żeby zaobserwować, kto i jak to podłapie.
2) Andrew i Tate jako dwaj gracze – podobny przypadek. Początkowo naprawdę zapamiętałem gracza o nicku Andrew Tate jako Andrew i czytając testament Doktora Redzika, myślałem, że uniewinniony przez niego Tate to ktoś inny. Później to oczywiście ogarnąłem, ale pierwotną wersję Panu Trzech Doktorów napisałem tak, że niby myślę, że to różne osoby, przy czym jedna jest pewnikiem niewinna, a druga winna. Gęgul łyknął niczym młody pelikan i do dziś mam z niego bekę.
3) (Nie)czytanie rozgrywki – nie jest tak, że w ogóle nie czytam i nie przeglądam rozgrywki, ale rzeczywiście często przystępuję do pisania bez nadrabiania zaległości i znam głównie posty, które pojawiają się w międzyczasie (pomiędzy moimi postami). Gram raczej z doskoku.
4) Plan Trzech Doktorów – Mam wrażenie, że spora część miasta wzięła ów plan za trolling, tymczasem to było akurat w baaaaaardzo dużej mierze na poważnie. Zabawna była tylko nazwa, no i może częściowo ta druga część, przez którą padł niestety Antóra („nie czas żałować róż, gdy płoną lasy”), ale też Koala, a więc gracze wskazani zarówno przez Szu jak i Lewandowskiego. Pierwsza część - spojrzenie z zewnątrz, statystyczne, w oparciu o twarde dane, a nie własne intuicje - była w stu procentach na poważnie. To, że Doktor Redzik nigdy (no okay, praktycznie nigdy) nie pudłuje z uniewinnieniami, jest prawdą. Jeżeli gość - na dziesiątki edycji i setki uniewinnionych nicków – pomylił się literalnie DWA RAZY, to znaczy, że to nie jest sprawa losowa, łut szczęścia. To znaczy, że naprawdę można przyjąć to za pewnik, a w każdym razie baaaaardzo solidny punkt wyjścia. Ja na przykład, choć nieźle się uniewinniam (i jako miastowy, i jako mafioza), choć jestem chyba niezły retorycznie i potrafię czasem przekonać innych do swoich racji, celownik mam taki sobie. W takich uniewinnieniach na wczesnym etapie mam całościowo taką skuteczność, że równie dobrze można by monetą rzucać. Jest więc dużo rozsądniejsze, żebym oparł się na Raporcie Redzika niż na własnych intuicjach.
Żeby była jasność: ja nie twierdzę, że mój trolling i styl gry same w sobie mnie bronią, bo nieskromnie myślę, że chyba potrafiłbym tak grać również w mafii. Chcę po prostu te kwestie wyjaśnić, bo grają tu zarówno osoby, które mnie dobrze znają (Lewandowski, Środa, Antóra, Oaza), jak i takie, które nigdy ze mną nie grały i mogą pewnych konwencji czy żartów nie kumać. Innymi słowy: to, że toczyłem bekę z Andrew czy Gęgula nie powinno być argumentem ani za moją winą, ani za moją niewinnością. Czułem się w obowiązku to wszystko wyłuszczyć, żeby moja specyfika nie wypaczyła zanadto rozgrywki, nie wpłynęła nadmiernie na postrzeganie Juliusza Słowackiego.
Chyba miałem napisać coś jeszcze, ale nie pamiętam już co. Jak mi się przypomni, uzupełnię.
O 18 zapraszam na Radę Miastowych Mędrców.